Lady_Sunshine
.imitacja.
Dołączył: 10 Sie 2007
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:47, 10 Sie 2007 Temat postu: Paulinaa- zmiana nicku i adresu bloga |
|
|
Imię: Paulina
Wiek: 15 lat
Gg: 8127544
Mail: [link widoczny dla zalogowanych]
Adresy blogów: [link widoczny dla zalogowanych] (prywatny) i [link widoczny dla zalogowanych] (nie jest to mój blog, ale oceniam na nim)
Postać: Natalia L.
Twarz: Ashlee Simpson
Chciałabym zasilić szeregi serii z jednego prostego powodu: marzy mi się spróbować swoich sił, jeśli chodzi o pisanie opowiadań, a PSB wydało mi się być serią wartościowych opowiadań, a nie dennych dialogów.
Próbka twórczości (bohaterką jest Gosia):
Niska blondynka o delikatnych rysach twarzy zmierzała ku szkole. Z przyzwyczajenia spojrzała na zegarek i dostrzegła, że jest spóźniona. Przyspieszyła kroku i omal co nie wpadła pod samochód przechodząc przez ulicę i nie sprawdzając ówcześnie, czy nie nadjeżdża żaden pojazd.
-Uważaj, jak chodzisz!- wydzierał się kierowca, przestraszony nie na żarty. Dziewczyna spojrzała na niego przepraszająco i pobiegła w kierunku czteropiętrowego budynku, noszącego miano liceum. Pośpiesznie zdjęła kurtkę, a swoje czarne kozaki zamieniła na kolorowe trampki w kratkę. Szybkim krokiem wpadła do klasy i prawie przewróciła nauczycielkę, która stała pod tablicą tłumacząc temat wpatrzonym w nią nastolatkom.
-Panna Firlejczyk.- przywitała ją z ironicznym uśmiechem matematyczka- Miło, że raczyła się panna pojawić.
Gosia mruknęła pod nosem „przepraszam” i usiadła do ostatniej ławki. Sama. W poprzedniej szkole miała mnóstwo znajomych i uchodziła za osobę dość popularną. Po przeprowadzce wszystko się zmieniło. Stała się „tą nową”, nikomu nieznaną twarzą wśród tysiąca innych i na jakąkolwiek zmianę raczej się nie zanosiło. Uczyła się tu już dobre pół roku, a sytuacja wciąż wyglądała tak samo.
Wyjęła zeszyty i zaczęła notować słowa nauczycielki. Chwilę później usłyszała śmiech dochodzący z drugiego końca klasy. Zwróciła oczy w tamtym kierunku. Taak. Jak zwykle Diana, najpopularniejsza dziewczyna i nieodłączny element jej towarzystwa- przyjaciółki komentowały ubiór Małgosi. Blondynka spojrzała na siebie. Wytarte dżinsy i spłowiała koszulka z pewnością nie były modowym hitem zimy. Co mogła jednak zrobić? Po zbankrutowaniu firmy ojca nie uchodziła za osobę najbogatszą. O ile wcześniej jej rodzina miała wszystko, o tyle teraz musieli liczyć każdy grosz i bić się o każdą złotówkę. Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami i postanowiła nie przejmować się tym, co sądzą o niej inni.
Po dzwonku wszyscy wybiegli z krzykiem na korytarz, a Gosia jak zwykle wyszła ostatnia i błąkała się sama po całej szkole.
-Fajne spodnie.- usłyszała za plecami głos, a zaraz potem szyderczy śmiech. Odwróciła się i tak jak przypuszczała, ujrzała Dianę i jej świtę. W jej oczach zaczęły gromadzić się łzy. Codziennie wysłuchiwała tego typu rzeczy i codziennie postanawiała być silną. Teraz jej się nie udało. Otarła spływającą po policzku słoną kroplę i wybiegła ze szkoły tak jak stała, chociaż na dworze panował okropny mróz. Przysiadła na schodach, ukryła twarz w dłoniach i na dobre się rozpłakała. Po chwili poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzała w górę i zobaczyła twarz Jaśka- chłopaka z ostatniej klasy. Wiedziała, że to ciemny typek i domyślała się, co jej zaraz zaproponuje.
-Chcesz? To pomaga.- zwrócił się, wyciągając z kieszeni maleńką torebeczkę, a w niej biały proszek. Małgosia zawsze była mądrą dziewczyną i dobrze wiedziała, że tacy jak on szukają głupiutkich małolat, które dadzą się nabrać na tekst o wyjściu z problemów. Niepewnie spojrzała na chłopaka, który cały czas stał nad nią z wyciągniętą ręką. W jej umyśle trwała walka dobra ze złem. Biła się z myślami, które podpowiadały jej, aby zażyć tego, co jej proponuje. Niepewnie wyciągnęła dłoń i po kilku sekundach trzymała to świństwo. Nie wiedziała nawet, co to dokładnie jest. Jasiek pokazał jej, jak się tego używa i odszedł bez słowa. Blondynka przez dłuższy czas wpatrywała się w zawiniątko. Postanowiła spróbować. Wciągnęła narkotyk ze łzami w oczach i po chwili poczuła, że kręci jej się w głowie, a obraz się rozmazał. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, ale czuła, że tego jej było potrzeba. Chwiejnym krokiem opuściła teren szkoły i udała się w bliżej nieokreślonym kierunku. Dotarła do parku i przysiadła na ławce. Po kilkunastu minutach zaczęła odzyskiwać świadomość.
-Co ja zrobiłam?- spytała cicho sama siebie, przymykając lekko powieki. Pomyślała o rodzicach. Zastanawiała się, jak im spojrzy w oczy, kiedy wróci do domu. A Anita? Matka i ojciec zawsze jej powtarzali, że ma być przykładem dla młodszej siostry.
-Dobry ze mnie przykład.- prychnęła i udała się na Pragę. Tam mieściło się jej niewielkie dwupokojowe mieszkanie. Szła piechotą, bez kurtki, którą zostawiła w szatni. Nie było jej stać nawet na głupi bilet tramwajowy. Dobrą godzinę zajęło jej, zanim znalazła się w obskurnej dzielnicy. Bała się tego miejsca. Zawsze kręciło się tam dużo meneli i narkomanów. Narkomanów. Uświadomiła sobie, że ona także po części do nich należy. Kolejny raz w ciągu tego dnia sie rozpłakała. Odczekała, aż się uspokoi i weszła do domu.
-Cześć!- przywitał ją wesoły głos mamy- Co tak wcześnie? I gdzie twoja kurtka?
-Skrócili nam lekcje. A kurtkę mi ukradli.- odparła krótko i zamknęła się w swoim pokoju. Właściwie to nie w swoim, bo dzieliła go z siostrą. Opadła na łóżko, włączyła płytę Doorsów, jej ulubionego zespołu i zakryła twarz poduszką. Do wieczora nie wychodziła z domu tłumacząc, że źle się czuje.
-Może zadzwonię po lekarza?- spytała ją rodzicielka troskliwie gładząc jej piękne blond włosy.
-Przejdzie mi.- odburknęła dość niegrzecznie i zakopała się w kołdrze. Czuła się fatalnie okłamując kobietę, której tak bardzo na niej zależało, ale nie potrafiła jej powiedzieć, co się stało. Nie chciała jej rozczarowywać. Rodzice zaufali jej, a ona to zaufanie zawiodła. I nie dało sie tego cofnąć.
W nocy nie mogła spać. Czuła ogromne wyrzuty sumienia i brzydziła się samą sobą. Czy jeszcze kiedyś będę mogła stanąć przed lustrem?- zastanawiała się- Czy będę potrafiła spojrzeć rodzinie w oczy? Z każdą sekundą pytań przybywało, ale odpowiedzi nie znalazła na ani jedno. Nie potrafiąc już dłużej okłamywać samej siebie, że wszystko jest w porządku, postanowiła opowiedzieć wszystko mamie.
-Możemy porozmawiać?- spytała, stając w drzwiach pokoju, w którym spali rodzice.
-Jasne.- odparła matka wstając z łóżka- Chodźmy do kuchni.
KONIEC
Opowiadanie nr 2:
Nastała zima. Niewysoka brunetka siedziała na parapecie okna i wpatrywała się w migoczące bielusieńkie płatki śniegu. Zawsze, kiedy było jej źle lubiła oglądać, co się dzieje na zewnątrz. Zazwyczaj nie było to nic ciekawego, jednak uspokajało ją i pozwalało przemyśleć dręczące ją sprawy. Tym razem było podobnie. Oparła głowę o szybę i pozwoliła, aby kilka łez spłynęło po jej rozgrzanym policzku. Podkuliła nogi i przyglądała się dzieciom bawiącym się na podwórku. Przypomniało jej się dzieciństwo, kiedy to w zimę razem z rodzicami i siostrą wychodzili nawet w największy mróz i lepili bałwana. Teraz to wszystko nie miało sensu. Myślała o tym, jak najbliższe jej osoby tak mogły ją oszukać. Pamiętała, że uczyli ją, aby mówić prawdę. Jak za każde kłamstwo zostawała karana. Nie surowo, tak po prostu, aby zrozumiała, że robi źle. Ci ludzie wczoraj zadali jej śmiertelny cios nawet o tym nie wiedząc. Przez głowę przelatywały jej wczorajsze słowa matki kierowane do ojca.
-Nie możesz jej powiedzieć, że jest adoptowana.- powtarzała dziewczyna z początku cicho, potem coraz bardziej podnosząc głos. Zeszła z parapetu i poszła do kuchni, aby zażyć leki uspokajające. Wzięła do ręki szklankę. Cały czas wypowiadała tak bardzo raniące słowa. Żal kłębił się w jej duszy niczym chmury w deszczowy dzień. Usłyszała pękanie szkła. Dała upust złości, ale zaraz potem poczuła piekący ból i sączącą się na dłoni krew. Wpatrywała się w czerwoną ciecz przez chwilę. Przerażona dopadła zlew i zaczęła przemywać ranę, a potem owijać ją bandażem. Tak bardzo bolało. Zacisnęła zęby i pozbierała rozproszone kawałki niedawnej szklanki z podłogi. Zapłakana chwyciła kurtkę i wyszła trzaskając drzwiami. Nie zastanawiała się nad tym, że ich nie zamknęła, a w domu nikogo nie było. Złość ogarnęła nią do tego stopnia, że chciała, aby ich okradziono, aby ten teraz nic nie znaczący dla niej budynek, w którym mieszkała przez szesnaście lat swojego życia spłonął. Karciła się za te myśli. Tłumaczyła sobie, że ci ludzie dali jej szansę, pokochali, wzięli do siebie i stworzyli dom, że dzięki nim nie przeżyła dzieciństwa w domu dziecka, ale nie potrafiła im wybaczyć. Rana była zbyt świeża, a ona zbyt rozżalona, aby myśleć racjonalnie. Mijała kolejne zaspy nie zważając na nikogo i potrącając kolejne staruszki, które z laseczkami przechadzały się po parku. Chciała jakoś odreagować, więc zaczęła biec. Coraz szybciej. Zdyszana zatrzymała się na chwilkę, aby zaczerpnąć powietrza i odetchnąć. Złe myśli nie ulatniały się z jej głowy, wręcz przeciwnie- z każdą minutą ich przybywało. Teraz nie była już tylko wkurzona na rodziców, ale także na siostrę, dziadków. Zadawała sobie milion pytań, na które odpowiedzi nie znała. Przysiadła na ławce zupełnie nie wiedząc, gdzie jest. Rozejrzała się dookoła. Niebo było już przyozdobione miliardami gwiazd, a ona sama w ciemną noc sterczała w nieznanej okolicy, gdzie nie było żywej duszy. Pomyślała, że lepiej, iż nie ma nikogo, niźli mieliby się tu kręcić nieciekawi panowie. Sięgnęła do kieszeni po telefon komórkowy i wystukała numer korporacji taksówkowej. Na pytanie kierowcy, gdzie mają jechać, nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. Po długim namyśle stwierdziła, że zanocuje u przyjaciółki. Nie chciała wracać do domu. Wiedziała, że rodzice będą się martwić, ale nie obchodziło jej to. Chciała, żeby cierpieli, żeby dzwonili do wszystkich jej znajomych z pytaniem, czy nie wiedzą, gdzie się podziewa. Niska blondynka widząc ją w swoich drzwiach nie kryła zdziwienia. Zaprosiła ją do środka i dała się wypłakać.
-Co się stało?- spytała, kiedy brunetka się trochę uspokoiła. Opowiedziała jej o wszystkim. O rodzicach, o tym, że jest z domu dziecka i o tym, jak nienawidzi ich wszystkich.
-A twoja siostra?- wyszeptała przyjaciółka po chwili milczenia. Dopiero teraz do niej dotarło. Wściekała się na młodszą, choć bardzo prawdopodobnym było, iż są prawdziwymi siostrami i obie zostały adoptowane. Rozpłakała się jeszcze bardziej i nie mając już na nic siły ułożyła głowę na poduszce i momentalnie zasnęła.
-Jakby dzwonili ci kłamcy, to mnie nie ma.- zdążyła wymamrotać, zanim pogrążyła się w krainie snów. Właściwie to w krainie koszmarów. Budziła się co kilkanaście minut zalana potem i za każdym razem uświadamiała sobie, że nie śni, że to, co się dzieje jest prawdziwie i że nic już nie będzie jak dawniej. Nad ranem ubrała się we wczorajsze ciuchy i zostawiając przyjaciółce kartkę wyszła po cichu. Znowu się błąkała. Mieszkała tu szesnaście lat, a jednak nie znała dobrze miasta. Stolica jest tak wielka, a ona, jej rodzina i przyjaciele odwiedzali tylko te grzeczne miejsca. Nigdy nie myślała, że tu, gdzie jest jej dom, gdzie był jej dom, może być tak niebezpiecznie. Zastanawiała się, co ma zrobić ze swoim życiem, co powiedzieć siostrze. Myślała o tym, czy ona także jest adoptowana. Cały dzień chodziła po mieście. Około pierwszej po południu poczuła straszliwy głód. Od rana nic nie jadła. Nie miała pieniędzy, żeby kupić cokolwiek nadającego się do spożycia. Weszła do sklepu i sprawdziła, czy nie ma kamer. Nie było. Jednym zwinnym ruchem wsadziła paczkę herbatników do kieszeni i chciała wyjść, ale nie mogła. Odłożyła ciastka na półkę i wybiegła. „Idiotka ze mnie.”- myślała- „Nawet głupich ciastek nie potrafię ukraść. To wszystko przez nich, to oni mnie tego nauczyli. Dzieciaki z ulicy potrafią kraść.” Wtedy zdała sobie sprawę z ważnej rzeczy: gdyby nie ci ludzie, byłaby takim dzieckiem. Kradłaby, piła, brała narkotyki. Chodziłaby głodna i nie miałaby się w co ubrać. A tak. Ma wszystko. Zawsze je, co chce, ubiera się w drogich sklepach i czuje miłość. Miłość rodziców. Rozpłakała się. Jak najszybciej chciała wrócić do domu i przytulić mamę. Chciała przeprosić, chociaż nie padły żadne przykre słowa. Wsadziła dłoń do kieszeni i wyjęła telefon, który okazał się być rozładowany. Zsunęła się na mokry śnieg i zaczęła krzyczeć. Kilka osób spojrzało na nią jak na wariatkę, jednak żadna z nich nie podeszła i nie zapytała, co się stało. Siedziała nieruchomo na ławce dobre kilka godzin, kiedy usłyszała głośny śmiech. Obejrzała się. Kilku chłopaków, na oko starszych od niej o rok, dwa zmierzała w jej kierunku. Dziewczyna podniosła się i szybkim krokiem zaczęła iść w nieznanym jej kierunku, co chwilę spoglądając w tył, aby sprawdzić, czy tamte typki idą za nią. Szli. Nawet zaczęli biec. Brunetka przestraszyła się i zaczęła krzyczeć, kiedy ją dogonili.
-Uspokój się.- zaczął jeden z nich delikatnie dotykając jej ręki. Spojrzała na nich. Nie wyglądali na takich, którzy mogliby ją skrzywdzić. Poczuła się pewniej.
-Proszę.- zwrócił się ten sam, podając jej telefon- Wypadł ci, kiedy od nas uciekałaś.- wytłumaczył tłumiąc śmiech.
-Bardzo zabawne.- skwitowała to i wyrwała mu z ręki komórkę. Otarła z niej śnieg i wsadziła do kieszeni. Burknęła coś w stylu „dzięuję” i odwróciła się zamaszystym ruchem. Odeszła z ulgą, że nic się jej nie stało. Bała się, że mogą jej coś zrobić, dlatego ją gonili, a tu okazuje się, że są tak dobrzy, iż chcieli oddać jej telefon. Chwilę później poczuła, że ktoś idzie obok niej. To był ten sam chłopak, który oddał się Motorolkę. Zaproponował, że zawiezie ją do domu, bo taka dziewczyna jak ona nie powinna sama pałętać się po mieście. Zastanowiła się chwilę i rozważyła wszystkie za i przeciw. Wiedziała, że nie można ufać nieznajomym, do tego chłopakom, ale nie miała innego wyboru. Tak czy siak była narażona na niebezpieczeństwo, a w razie czego z jednym łatwiej jest sobie poradzić, niż z kilkoma. Kiwnęła potakująco głową i wsiadła do auta nieznajomego. Kilkanaście minut później znajdowali sie pod bramą dużego czerwonego budynku. Brunetka wysiadła z samochodu i pocałowała nowo poznanego w policzek szczerze mu dziękując. Wymienili się numerami telefonów, a po chwili czuła zimno klamki. Niepewnie ją nacisnęła i uchyliła lekko drzwi. Cicho weszła do środka, a potem do salonu, gdzie zastała całą rodzinę. Rodziców, siostrę, a nawet dziadków. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Miała tak kochającą i cudowną rodzinę, a jeszcze niedawno ich nienawidziła. Rzuciła sie matce na szyję i uściskała wszystkich.
-Martwiliśmy się o ciebie.- powiedziała rodzicielka ze łzami w oczach- Tak cię kocham córeczko.
-Ja ciebie też... mamo.
Obie historie są trochę smutne, ale taka wena mnie napadła ) Jeśli będzie trzeba, to mogę również napisać coś śmieszniejszego i weselszego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|