|
Seria PSB: piękni sławni i bogaci. Piękno, Sława, Bogactwo: Forum Serii.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gochna
.pudełkowa psychopatka.
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:29, 02 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Lily
.barman.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Czw 23:01, 02 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
.kurewna śnieżka.
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 9:09, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anika
.fanka Ivanka.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 10:43, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Enjoy
.księżniczka na wydaniu.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 11:27, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Gochna
.pudełkowa psychopatka.
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 631
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 11:30, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej.Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lily
.barman.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 11:32, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalejNie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Enjoy
.księżniczka na wydaniu.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 11:42, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalejNie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
.kurewna śnieżka.
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:14, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lily
.barman.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 13:24, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
.kurewna śnieżka.
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:27, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
The Chanel
.pan(i) z solarium.
Dołączył: 21 Lut 2007
Posty: 986
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:11, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lily
.barman.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 17:18, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Anika
.fanka Ivanka.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1255
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:01, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
.kurewna śnieżka.
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:01, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie - wspomniała pierwszego syna Melanie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Enjoy
.księżniczka na wydaniu.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:02, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu...- powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechaly z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących kół samochodu po żwirze ujrzały gęste wysokie drzewa.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
.kurewna śnieżka.
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:06, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu...- powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechaly z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących kół samochodu po żwirze ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym, niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Enjoy
.księżniczka na wydaniu.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:11, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu...- powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechaly z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących kół samochodu po żwirze ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym, niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
-Dwa i pół. Zbliżają się wakacje.- brunetka wyszła z samochodu i zwróciła się do bagażnika.
-Zostały jakieś ślady?- Melanie odrzuciła blond kosmyk opadający na jej rumiane policzki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lily
.barman.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 19:13, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu...- powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechaly z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących kół samochodu po żwirze ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym, niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
-Dwa i pół. Zbliżają się wakacje.- brunetka wyszła z samochodu i zwróciła się do bagażnika.
-Zostały jakieś ślady?- Melanie odrzuciła blond kosmyk opadający na jej rumiane policzki.
- Nie, dopilnowałam wszystkiego, każdego najdrobniejszego szczegółu. Mam wprawę, sama wiesz - wysłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Enjoy
.księżniczka na wydaniu.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:16, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu...- powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechaly z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących kół samochodu po żwirze ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym, niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
-Dwa i pół. Zbliżają się wakacje.- brunetka wyszła z samochodu i zwróciła się do bagażnika.
-Zostały jakieś ślady?- Melanie odrzuciła blond kosmyk opadający na jej rumiane policzki.
- Nie, dopilnowałam wszystkiego, każdego najdrobniejszego szczegółu. Mam wprawę, sama wiesz - wysłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Mel przeszedł dreszcz na wspomnienie sprzed 15 lat.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lily
.barman.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 19:21, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu...- powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechaly z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących kół samochodu po żwirze ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym, niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
-Dwa i pół. Zbliżają się wakacje.- brunetka wyszła z samochodu i zwróciła się do bagażnika.
-Zostały jakieś ślady?- Melanie odrzuciła blond kosmyk opadający na jej rumiane policzki.
- Nie, dopilnowałam wszystkiego, każdego najdrobniejszego szczegółu. Mam wprawę, sama wiesz - wysłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Mel przeszedł dreszcz na wspomnienie sprzed 15 lat. Krew, tak strasznie dużo krwi... Ale nie, to już było, minęło, czas wrócić do teraźniejszości i zostawić to w spokoju.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Enjoy
.księżniczka na wydaniu.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 257
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:23, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
-A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
-Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
-To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszące jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle, usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
-Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
-Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża?-zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu...- powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechaly z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących kół samochodu po żwirze ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym, niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
-Dwa i pół. Zbliżają się wakacje.- brunetka wyszła z samochodu i zwróciła się do bagażnika.
-Zostały jakieś ślady?- Melanie odrzuciła blond kosmyk opadający na jej rumiane policzki.
- Nie, dopilnowałam wszystkiego, każdego najdrobniejszego szczegółu. Mam wprawę, sama wiesz - wysłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Mel przeszedł dreszcz na wspomnienie sprzed 15 lat. Krew, tak strasznie dużo krwi... Ale nie, to już było, minęło, czas wrócić do teraźniejszości i zostawić to w spokoju.
-Miałyśmy o tym zapomnieć.- burknęła pomagając Gwen wyciągnąć ciało pana Halliwella z bagażnika.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lily
.barman.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 19:42, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
- A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
- Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
- To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszącym jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
- Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
- Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża? -zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie? - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu... - powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechały z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących po żwirze kół samochodu, ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
- Dwa i pół. Zbliżają się wakacje. - brunetka wyszła z samochodu i zwróciła się w stronę bagażnika.
- Zostały jakieś ślady? - Melanie odrzuciła blond kosmyk opadający na jej rumiane policzki.
- Nie, dopilnowałam wszystkiego, każdego najdrobniejszego szczegółu. Mam wprawę, sama wiesz - wysłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Mel przeszedł dreszcz na wspomnienie sprzed 15 lat. Krew, tak strasznie dużo krwi... Ale nie, to już było, minęło, czas wrócić do teraźniejszości i zostawić to w spokoju.
- Miałyśmy o tym zapomnieć. - burknęła pomagając Gwen wyciągnąć ciało pana Halliwella z bagażnika.
Kobieta prychnęła tylko i rzekła:
- Zakopiemy go przy tamtym drzewie dalej. Pistolet i resztę dowodów mam w worku na śmieci i oklejone taśmą, leżą pod ciałem tej świni. Pozbędziemy się ich później, daleko od tego miejsca.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Martynka
.kurewna śnieżka.
Dołączył: 30 Sie 2006
Posty: 792
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 5 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:28, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
- A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
- Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
- To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszącym jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
- Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
- Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża? -zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie? - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu... - powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechały z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących po żwirze kół samochodu, ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
- Dwa i pół. Zbliżają się wakacje. - brunetka wyszła z samochodu i zwróciła się w stronę bagażnika.
- Zostały jakieś ślady? - Melanie odrzuciła blond kosmyk opadający na jej rumiane policzki.
- Nie, dopilnowałam wszystkiego, każdego najdrobniejszego szczegółu. Mam wprawę, sama wiesz - wysłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Mel przeszedł dreszcz na wspomnienie sprzed 15 lat. Krew, tak strasznie dużo krwi... Ale nie, to już było, minęło, czas wrócić do teraźniejszości i zostawić to w spokoju.
- Miałyśmy o tym zapomnieć. - burknęła pomagając Gwen wyciągnąć ciało pana Halliwella z bagażnika.
Kobieta prychnęła tylko i rzekła:
- Zakopiemy go przy tamtym drzewie dalej. Pistolet i resztę dowodów mam w worku na śmieci i oklejone taśmą, leżą pod ciałem tej świni. Pozbędziemy się ich później, daleko od tego miejsca.
- Zdaje się, że zaplanowałaś wszystko. - cmoknęła Mel. - Pięknie. Ale co z ludźmi, którzy go znali?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lily
.barman.
Dołączył: 26 Sie 2006
Posty: 1147
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 21:43, 03 Sie 2007 Temat postu: |
|
|
Bezwietrzna noc zwiastowała coś naprawdę mrocznego. Nikłe światło latarni oświetlało drogę po której nie jechał ani jeden samochód i ławkę na której jeszcze nikt nie siedział. Z mrocznej ciszy wyłonił się delikatny stukot obcasów i szelest powiewającego na delikatnym wietrze płaszcza. Na horyzoncie zamajaczyła czarna sylwetka szczupłej kobiety. Zapaliła papierosa i bacznie rozejrzała się po okolicy.
Kąciki jej ust wygięły się w mimowolnym uśmiechu. W jej myślach zamajaczyły wspomnienia dzisiejszego dnia. Powinna być już zmęczona, wracać do mieszkania i odpocząć po tym wszystkim, jednak miała wciąż w sobie mnóstwo energii. Chciała ogłosić całemu światu, co przydarzyło jej się w ten z pozoru zwyczajny letni dzień. A wszystkie te wydarzenia zaczęły się w tak niewinny sposób, bo kto mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy?
Usiadła miękko na ławce wypuszczając dym z ust i czekała.
Pracowała w jednej z lepszych firm marketingowych w Londynie. Gdy dzisiaj sączyła poranną kawę nie spodziewała się nagłego telefonu od szefostwa. Doskonale pamiętała z pozoru zwyczajny sygnał, który w jednej chwili zmroził krew w jej żyłach.
Spodziewała się wszystkiego, tylko nie Tego.
Podniosła powoli słuchawkę.
- Halo?
- Czy mam przyjemność z panną Hepswing?
- Tak. O co chodzi?
- Mam dla pani nowe zlecenie. Specjalne. Spotkajmy się dziś tam gdzie zwykle o tej co zwykle.
Ruszyła dumnym krokiem w stronę schodów prowadzących na dach wysokiego wieżowca, w którym pracowała. W drżących dłoniach dzierżyła torebkę, niejako bilet powrotny do życia, z którym chciała zerwać.
Otworzyła drzwi prowadzące na dach i na chwilę oślepiło ją otaczające zewsząd światło.
Mężczyzna pociągnął ją za dłoń korzystając z chwilowej nieuwagi kobiety. Przyparł ją do ściany i spojrzał głęboko w oczy.
- A więc TO jest to pańskie specjalne zlecenie?- westchnęła z politowaniem.
- A czego się spodziewałaś, Mel? - mruknął przyciskając swoje wargi do umalowanych błyszczykiem ust kobiety.
- Nie możemy... Nie może pan... Jest pan moim szefem...- wypowiadała słowa pomiędzy każdym guzikiem jej bluzki, który rozpinał.
Lecz mężczyzna nie słuchał jej słów. Zaczął już rozpinać zamek w jej czarnej wąskiej spódnicy, kiedy drzwi którymi dostała się na dach budynku otworzyły się z hukiem.
Melanie błagała, by osoba, która spowodowała ów hałas pomogła jej, nie odbierając przy tym sytuacji opacznie.
- To nie jest to co myślisz Gwen...- pan Halliwell odskoczył od Melanie jak oparzony widząc, że osobą, która im przerwała okazała się... panią Halliwell.
- Nie? A więc co to jest? - pani Halliwell podeszła do małżonka i spoliczkowała go z całej siły zostawiając na twarzy wielki czerwony ślad dłoni.
Mel obserwowała tę scenę z rosnącym rozbawieniem, jednocześnie doprowadzając do porządku swoją garderobę. Szef kobiety próbował się wytłumaczyć jąkając i plącząc fakty, ale ona przerwała mu gwałtownie stanowczym "Nie".
- Tym razem zaszło za daleko - wyciągnęła z białej torebki rewolwer i strzeliła. Raz i celnie. Schowała broń i dała sobie parę minut na obmyślenie planu działania.
Na wspomnienie minionych wydarzeń pani Hepswing mimowolnie uśmiechnęła się do siebie. Rzuciła papierosa na chodnik przydeptując go obcasem. Popatrzyła na zegarek i czekała dalej. Nie odczuwała żadnych wyrzutów sumienia. A przecież powinna. Była współwinna za zabójstwo pana Halliwella, jednak nie mogła powstrzymać się przed uczuciem ulgi towarzyszącym jej w momencie gdy opasły mężczyzna upadł na podłogę z głuchym hukiem.
Nagle usłyszała za sobą szelest kół, sunących po gładkim asfalcie. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć kto to był. Stała i czekała, aż samochód podjechał i przystanął przy niej.
- Jak się czujesz?- usłyszała gładki, kobiecy głos.
- Nic Ci do tego. - odburknęła i wsiadła do auta.
Mel spojrzała na twarz pani Halliwell, gościł na niej uśmiech rozbawienia i czegoś jeszcze, ale za nic nie mogła rozszyfrować czego. Gwen, mimo czterdziestki na karku, wciąż zdawała się pozostawać tą samą kobietą, którą Mel znała od zawsze - stanowczą, złośliwą, niewzruszoną.
Dlaczego pozbyła się męża? -zastanawiała się kobieta. - Zdradził ją już nie raz, ale był głównym filarem finansowym ich rodziny. Do tego mieli dwójkę wspaniałych synów...
- Gdzie jedziemy? - Zapytała na głos.
- Do lasu - odparła krótko kobieta patrząc na drogę.
- Jak Mikey radzi sobie na uniwersytecie? - wspomniała pierwszego syna Melanie.
-Wspaniale... Inteligencję odziedziczył po ojcu... - powiedziała sucho Gwen kończąc tym samym temat spojrzeniem w stylu: nie chcę o nim rozmawiać.
Gdy zjechały z autostrady, a w ich uszach zabrzmiało przyjemne chrobotanie sunących po żwirze kół samochodu, ujrzały gęste wysokie drzewa.
- Ile to już? Dwa lata? Trzy? - Mel próbowała przerwać ciszę czymś innym niż hałas zamykanych samochodowych drzwi.
- Dwa i pół. Zbliżają się wakacje. - brunetka wyszła z samochodu i zwróciła się w stronę bagażnika.
- Zostały jakieś ślady? - Melanie odrzuciła blond kosmyk opadający na jej rumiane policzki.
- Nie, dopilnowałam wszystkiego, każdego najdrobniejszego szczegółu. Mam wprawę, sama wiesz - wysłała jej porozumiewawcze spojrzenie.
Mel przeszedł dreszcz na wspomnienie sprzed 15 lat. Krew, tak strasznie dużo krwi... Ale nie, to już było, minęło, czas wrócić do teraźniejszości i zostawić to w spokoju.
- Miałyśmy o tym zapomnieć. - burknęła pomagając Gwen wyciągnąć ciało pana Halliwella z bagażnika.
Kobieta prychnęła tylko i rzekła:
- Zakopiemy go przy tamtym drzewie dalej. Pistolet i resztę dowodów mam w worku na śmieci i oklejone taśmą, leżą pod ciałem tej świni. Pozbędziemy się ich później, daleko od tego miejsca.
- Zdaje się, że zaplanowałaś wszystko. - cmoknęła Mel. - Pięknie. Ale co z ludźmi, którzy go znali?
- Przejmujesz się takimi drobiazgami, Mel, naprawdę. Ale masz rację, o tym też pomyślałam. Bliskich przyjaciół nie miał, bo kto by takiego typa chciał znać bliżej? Jednak ogólnie mówiąc jego, a właściwie moi, znajomi będą sądzić, że wyjechał w pilnej sprawie za granicę, poznał tam jakąś laskę o dwadzieścia lat młodszą i został z nią tam. Można wysłać jakąś kartkę z pozdrowieniami na jakieś święto udając, że to od niego, a potem albo urwie kontakty albo można wspomnieć, iż zginął w jakimś strasznym wypadku. Tyle. Nie sądzę aby ktokolwiek go szukał, a ty?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
|